Dziś nieco dłuższa historia. Mało kto pamięta, że przed wojną istniał w Lublinie zwierzyniec. W Ogrodzie Saskim. Małpa, wilk, lisy, kuny, tchórze, trochę ptactwa, a nawet świnki morskie. Ogród nie cieszył się dobrą sławą. Klatki były ciasne i zwierzęta cierpiały tortury. Czujni obywatele słali donosy do magistratu i apelowali do uczuć humanitarnych (“chociaż są to szkodniki, to jednak i nad szkodnikami znęcać się nie wolno”), a zwierzęta padały jak muchy. W październiku 1926 zszedł jastrząb, w lutym 1927 – kolejny jastrząb i borsuk, w listopadzie – sarna.
Kuny i jastrzębia życie po życiu
W zwierzyńcu nic się jednak nie mogło zmarnować. Zwierzątka nawet po śmierci pozostawały użyteczne, bo mogły wspomóc bratnie instytucje kultury.
Pawiowi nawet pies w oczy wieje
Do największej tragedii doszło 25 listopada 1927, kiedy to pies kapitana Litwińskiego, dowódcy Kompanii Sztabowej, który i tak zawsze “przeskakiwał przez parkan i plądrował w ogrodzie” (pies, nie kapitan) – zagryzł między 6 a 7 rano dwa pawie małe i jednego dużego.
ZOO radzi: wilki i lisy zastrzelić, a futerka spieniężyć…
Zaniepokojony magistrat zdecydował się w końcu zamknąć miejski zwierzyniec. Pozostał problem zwierząt. Do innych ogrodów zoologicznych skierowano oferty ich sprzedaży. Za małpę żądano 200 zł, wilka – 100, a za świnki morskie – jedyne 5 zł. Zainteresowanie wyraziły zwierzyńce w Poznaniu i w Warszawie. Pierwszy kręcił nosem: a to, że za drogo (bo “małpa rezus kosztuje dziś u handlarzy zwierząt 75 zł”), a to, że jastrzębie prawdopodobnie są myszołowami, a to że w wilki i lisy są “dostatecznie zaopatrzeni”, więc radzą je… “zastrzelić, a futerka spieniężyć”, a to że zwierzęta przeżyły zimę najostrzejszą i przed zakupem trzeba je obejrzeć. Na szczęście zwierzęta kupiło w końcu zoo warszawskie, choć trochę taniej niż żądano w ofercie (małpa poszła za 100 zł, wilk za darmo).
22/0 Akta miasta Lublina. Akta miasta Lublina 1918-1939, sygn. 1594
RK
81.